środa, 28 maja 2014

Win or Death ~

 Gdy wyszłam z piwnicy była 14:20 co mnie zdziwiło bo jak tam wchodziłam była 8:00.
Znów panowała cisza ale w tej ciszy było coś zło wrogiego, weszłam do kuchni gdzie siedzieli Nicki, Louis, Luke i Natahan mieli strasznie posępne miny.
- Coś się stało ? - zapytałam wyjmując dzbanek soku z lodówki.
- Zaczynamy grę..- powiedział Tomilson podsuwając mi jakiś list i 5 telefonów z czym mój.
Niepewnie podeszłam i wzięłam delikatnie kartkę papieru, bałam się ją przeczytać bo nawet Luke wyglądał na przerażonego.

Drodzy ŚCIGACZE 

Zauważyliście że na waszych torach były wybuchy. Przyznam że to moja sprawka i jest to dopiero początek. 
O tuż właśnie w tej chwili mam osoby na których wam zależy a kolejne osoby są w szpitalu. 
Po co to wszystko..? 
Jesteście bandą gówniarzy która myśli że ma wszystko. 
A ja mam sporo kasy i dużo nie załatwionych spraw. 
Zaczynam grę " Wygrana albo Śmierć" 
Przygotujcie się na dużo podróży, uciekania przed policją i robienia niebezpiecznych zadań. 
W sumie to norma prawda..?
Pamiętajcie skarbeńki jedno doniesienie a wszystkie wasze sprawki będą w pięknie oporządzonym raporcie na policji. 
Macie robić co każemy bo inaczej będę zabijać każdą osobę do której darzycie minimalne i ogromne uczucie. 
Jesteście stale obserwowani. 
Informacje o zadaniach będą wysyłane na E-maila i w wiadomościach. 
Zadania wykonują Megan, Nicki, Louis, Luke, Natahan.


                                                          Wasz drogi i najukochańszy 
                                                Die..


ps. Grę zaczynamy teraz..!!! I dołączą do was 3 osoby 



Dzbanek który trzymałam poleciał na podłogę i roztrzaskał się z trzaskiem a sok ochlapał wszystkich do o koła. 
- Mają... - wyjąkałam nie mogąc skończyć zdania, co to wszystko ma znaczyć.?
- Kortni, Sam, Elli, Jusa i Nopi - powiedział Tomilson
Zacisnęłam dłoń mocniej na kartce, i wzięłam głęboki oddech.
- To chore..Jakie zadania..? - zapytałam chowając głowę w dłoniach.
- Jedziemy na Manhatan i wysadzamy jeden z najlepszych biur - powiedział Luke pokazując wiadomość na telefonie.
- Mamy przesrane - podsumował mój przyjaciel.
Wszyscy byli cicho, każdy musiał przemyśleć swoje sprawy ale przerwała nam to krzycząca Sally wbiegająca do pokoju.
- Jak to do chuja pana ze mną zrywasz..?!!!! - krzyknęła podchodząc do Louisa.
- Przegrałaś z Megan i wzbudzałaś litość kotku to było żałosne tak jak ty..- powiedział Louis nawet na nią nie patrząc.
- Al..e..- zaczęła się jąkać bo nie wiedziała co powiedzieć, popatrzyła ostatni raz na Louisa i warknęła - Jeszcze tego pożałujecie..Pamiętajcie że to świat boi się mnie.
Wyszła trzaskając głośno drzwiami. Postanowiłam zignorować całą sytuację i poszłam na górę się spakować.

Gdy byłam w pokoju czułam się wyprana z emocji, nie mogłam wysilić się na łzy z powodu Kortni ani nawet na śmiech z powodu Sally. Postanowiłam pójść pod prysznic mając nadzieję że zimna woda oczyści trochę mój umysł. Ściągnełam ubrania i rzuciłam  je w kąt, spojrzałam na swoje ciało. Wzdrygnęłam się jego widok, wszędzie siniaki, blizny i rany. Takie jest poświęcenie za robienie tego co się kocha.
Pod prysznicem stałam pół godziny przez ten czas naszła mnie jedna myśl, żeby potraktować jak wyzwanie które muszę wygrać, jak wyścig i przygodę którą chciałam zawsze przejść. Ubrałam się w ubrania   wyciągnęłam średniej wielkości plecak do którego schowałam dwa czarne komplety ubrań, apteczkę, kosmetyczkę swojego laptopa i pistolet. Drugi pistolet przypięłam do paska  i zakryłam bluzą. Gotowa zbiegłam po schodach gdzie stał Tomilson z podobnej wielkości plecakiem.
- Jesteś szybka jak na dziewczynę - powiedział uśmiechając się do mnie.
- Daruj sobie - powiedziałam przewracając oczami.
Siedzieliśmy jak zawsze w kompletnej ciszy, od czasu do czasu rzucając sobie zniesmaczone spojrzenie.
Nikt by nie uwierzył że byliśmy kiedyś przyjaciółmi, ba że w ogóle się znamy.

Dojechaliśmy do Manhattanu około godziny 18, postanowiliśmy zatrzymać się u starego znajomego Zayna, który na szczęście przyjął nas z otwartymi ramionami. Siedzimy teraz nad moim laptopem i sprawdzamy plany budynku który mamy wysadzić. Ten gościu chyba zwariował, czym my mamy wysadzić tak ogromny budynek, miałam już zamknąć  laptopa gdy poczułam jak telefon wibruje mi w kieszeni.
Wyciągnełam do i wyszłam z kuchni, numer nieznany choć już wiem kto to.
( Rozmowa Die i Megan)
M- czego chcesz..?
D- Macie to zrobić dzisiaj.
M- Ta pewnie tylko jebnij się w łeb i ponów propozycję.
D- Trzymaj język za zębami bo go możesz stracić.
M- Zrobimy to jak dasz nam sprzęt.
D- Tego się spodziewałem. Dostaniecie 3 ładunki każdy od innej osoby, te osoby które je wam przekażą będą waszymi partnerami w tym zadaniu. Namiary dostaniecie..właśnie teraz.
M- Co z Kortni.?
D- Zrób co ci każę a będziesz mogła ją usłyszeć.

Byłam zła, mnie się nie szantażuje zeszłam na dół do chłopaków i powiedziałam im o całym planie. Byli zniechęceni ale nie mieli wyboru. Wzieliśmy swoje motory i pojechaliśmy w stronę swoich miejsc, ja trafiłam na stare magazyny. Cóż widać że mam pecha. Gdy byłam na miejscu jak najciszej zsiadłam z motoru i zaczęłam szukać jakiejś formy życia, niestety nikogo nie było.
- Ręce do góry po rozjebię  ci łeb - krzyknął ktoś za mną a ja natychmiast dobyłam swojego pistoletu i odwróciłam się celując w chłopaka.
- Kim jesteś..?! - zapytaliśmy równo, na co ja uśmiechnęłam się ironicznie.
- Wygrana albo śmierć - powiedział chłopak patrząc na mnie uważnie, na jego słowa opuściłam pistolet.
- Miałam odebrać ładunek - powiedziałam wkładając pistolet za pasek chłopak zrobił to samo ale widać był że mi nie ufa do końca. Poszedł  za stare kontenery i przyniósł małą skrzyneczkę.
- Bez jaj takie coś ma wybuchnąć taki budynek.? - zapytałam sarkastycznie biorąc skrzyneczkę do ręki była leciutka i mała wielkości zeszytu.
- Wielkość nie oznacza siły. - Powiedział a ja wzruszyłam ramionami oparłam się o motor i wystukałam szybką wiadomość do Natahana.

Do: Natahan ^^

Mam bum bum spotykamy się ulicę od celu. 


Chłopak patrzył na mnie zniecierpliwiony. Usiadłam na motor i poklepałam miejsce za sobą ale on pokręcił głową.
- Nikomu nie daję motoru  - powiedziałam chłodno. 
- To tym razem zrobisz wyjątek - powiedział przejeżdżając ręką po włosach.
- Nie nie zrobię siadasz albo jadę sama - zagroziłam mu, zacisnęłam dłonie na kierownicy tak mocno że aż mi knykcie mi zbielały. 
- Nie możesz mnie tu zostawić bo wypadniemy z gry i przegramy a ja nie przegrywam - powiedział spokojnie a ja uśmiechnęłam się pod nosem mówił to co ja i miał te same zacięcie co ja. Zrezygnowana a może zbyt ciekawa czy chłopak się ściga odsunęłam się wpuszczając go na miejsce przed sobą.  
Objęłam go w pasie dotykając opuszkami jego brzucha stwierdziłam że jest bardzo umięśniony. 
Chłopak zaczął jazdę dość ekstremalnie, podniósł się  na tylnym kole i przejechał spory kawałek typowe zagranie chłopaków którzy się ścigają jest to ich wręcz wizytówka mówiąca " Hej mała ja się ścigam" 
Położyłam głowę na plecach chłopaka i oglądałam widoki z nowej perspektywy. Ten chłopak jest drugą osobą której pozwoliłam prowadzić swój motor. 
Zatrzymaliśmy się obok reszty ekipy która czaiła się w ciemnej alejce, zauważyłam pomiędzy chłopakami i Nicki dwie nowe dziewczyny. Zsiadłam z motory zaraz po..Muszę zapytać go o imię. 
- To co robimy..? - zapytałam ignorując zdziwione spojrzenia reszty. 
- Natahan i Nicki zagadują recepcjonistów a my w tym czasie ja i Tomilkoń - zaczęła dziewczyna z różowymi końcówkami. ale przerwał jej Louis poprawiając swoje nazwisko na co na tylko wywróciła oczami -   idziemy do środkowego pomieszczenia czyli sali posiedzeń. Jade idzie sama na drugie bo jest ono puste. A Luke Matt i ty..
Dziewczyna wskazała na mnie czekając aż podam swoje imię.
- Megan? - powiedziałam lub raczej zapytałam, dziewczyna była dobrze zorganizowana i znała imię chłopaka obok mnie. 
- Luke Matt i Megan mają najtrudniejsze zadanie bo muszą wysadzić piętro trzecie, czwarte i jak najszybciej się zmyć zresztą jak każdy ale wy macie na karku ochronę i piętro pełne ludzi. Pamiętajcie że każde pomieszczenie jest monitorowane ale oni mają 30 minutowe przerwy i nikt nie sprawdza wtedy kamer więc mamy 30 minut na wysadzenie budynku i zwianie. W lewym skrzydle są schody pożarowe czyli centralnie 800 metrów od dużego i gęstego lasu. Weźcie plecaki bo policja będzie nas szukać dobre 3 dni dokładnie więc zaszyjemy się w lesie tam szukać nie będą ale na motorach złapią nas w 5 minut bo będą mieć helikopter i kupę aut.  - powiedziała dziewczyna żywo gestykulując. 
- Czyli w tym budynku są ludzie..? - zapytała Nicki drżącym głosem. - A skąd wiesz tyle o tym budynku. 
- Bo to biuro mojego ojca - powiedziała chłodna a wszyscy umilkli. Podała nam po czarnych kominiarkach ostrzegając by założyć je dopiero w pomieszczeniach bo korytarze nie są kamerowane. 

Na myśl o tym że zabijemy tysiące ludzi przechodzą mi ciarki po plecach, wjeżdżaliśmy właśnie na 3 piętro dokładnie omawiając plan. Na nasze nieszczęście nasz cel znajdował się w biurze prezesa. 
- Luke będziesz musiał go wyciągnąć z biura ale nie robiąc widowiska - powiedziałam przegryzając wargę. 
- A ty nie możesz po udawać dziwki.? - zapytał arogancko a ja zmroziłam go wzrokiem.
- Jak myślisz czy szanowany biznesmen wyjdzie z biura by się popieprzyć w kibelku czy zostanie w biurze..? Pomysł Meg jest dobry. - powiedział Matt puszczając mi oczko a  ja delikatnie się uśmiechnęłam. 
- Dobra..!! - warknął do nas i wyszedł z windy.

Czekaliśmy 10 minut aż Lukowi w końcu udało się wyciągnąć szefuńcia z biura, gdy to się udało, przemknęliśmy się do środka. Gabinet był urządzony z przepychem i bogactwem, wszędzie stały pozłacane rzeźby i tym podobne.
- Dobra to co robimy.? - zapytałam siadając na ogromnym fotelu i położyłam nogi na biurko.
- Ustawię bombę na 20 minut, i zwiewamy tylko szczegół jest taki że musimy  jeszcze wpaść na czwarte piętro do sejfów żeby moje bomby coś zdziałały. - powiedział ustawiając czas na bombie.
- Twoje.? - zapytałam unosząc brwi.
- Taa byłem dobry z chemii - powiedział zamykając szafkę w której schował zabójcze urządzenie.
Nie skomentowałam tego, wyszliśmy z pomieszczenia i daliśmy znak Lukowi że może przestać rozmawiać.
Szybko do nas podszedł i wsiedliśmy razem do windy.
- No więc panie Bum-Bum powiedz nam co teraz? - zapytałam ignorując głupi uśmiech Luka.
- Więc sejf to bardziej zaawansowany, kto z was jest bardziej komputerowy.? - zapytał Matt a ja natychmiast spuściłam głowę.
- Megan potrafi się włamać wszędzie - powiedział Luke a ja go uderzyłam w ramię.
- To prawda.? - zapytał Matt a ja pokiwałam głową, to było głupie wolałam działać w akcji niż siedzieć przed komputerem. - Więc będziesz przez chwilę kontrolną.
- Nie ma mowy - powiedziałam a oni popatrzyli na mnie zdziwieni.
- Jak to nie ma mowy..? Od tego zależy powodzenie tego zadania - powiedział Matt lekko podenerwowany.
- Wolę działać w ruchu - powiedziałam zakładając ręce na piersi.
- Ale będziesz nam potrzebna do wyłączenia wszystkich zabezpieczeń. - Matt przejechał ręką po włosach zapewne by się uspokoić.
- Luke umie to co ja - powiedziałam.
- Nie zachowuj się jak gówniara, masz to zrobić bo wszystko pójdzie w dupę a pamiętaj że mamy tylko 30 minut. - krzyknął do mnie Luke a ja zacisnęłam wargi.
- Dobra - powiedziałam i wściekła wyszłam z windy, wiedziałam gdzie się kierować bo zapamiętałam to na planach.


Weszłam na palcach do małego pomieszczenia i zobaczyłam że za konsolą siedzi jakiś mężczyzna, podeszłam do niego i uderzyłam łokciem w jego kark a on zemdlał. Zepchnęłam jego ciało z fotela i usiadłam na jego miejscu. Uważnie przyjrzałam się wszystkim ekranom przede mną, widziałam Louisa, Jade, Natahana i Amy, zauważyłam również Matta i Luka stojącego pod naszym celem.
Wiedziałam co robić nacisnęłam parę guzików i włamałam się do systemu by móc odblokować wszystkie zabezpieczenia trwało to dłuższy czas ponieważ drzwi nie chciały się odblokować, ale po dłuższych próbach udało się. Matt i Luke weszli do środka i popatrzyli w kamerę, Matt wskazał na zegarek i powiedział że mamy 10 minut. Popatrzyłam na ekrany Jade i Tomilson własnie wychodzili ale Amy zagadało dwóch ochroniarzy a Natahan na nią czekał. Myślałam gorączkowo co zrobić bo przecież mamy 9 minut.
Zaczęłam bawić się oświetleniem wyliczając 9 mrugnięć. Wiedziałam że Nat będzie wiedział o co chodzi bo jak byliśmy dziećmi tak właśnie pokazywaliśmy sobie za ile przyjdziemy. Wybiegłam szybko z sali wciągając na głowę kominiarkę, pech chciał że zderzyłam się z dwoma ochroniarzami którzy złapali mnie za ramiona.
Zaczęłam się szarpać ja głupia, ale oni byli silniejsi, uderzyłam jednego w brzuch a drugi mnie wypuścił bo go ugryzłam, Gdy nikt już mnie nie powstrzymywał zaczęłam biec w stronę lewego skrzydła. Gdy miałam już wchodzić na schody pożarowe poczułam jak ktoś mnie od nich odciąga, odwróciłam głowę i zobaczyłam tego przeklętego ochroniarza. Nie myślałam racjonalnie bo zostało mi 5 minut a oni wszyscy już wyszli.
Ochroniarz odciągał mnie coraz dalej, aż naszła mnie znakomita myśl.
- Pingwin..!! Bum-Bum..!! - zaczęłam krzyczeć mając nadzieję że któryś mnie usłyszy i usłyszał Luke wyszedł za drzwi i strzelił ochroniarzowi w głowę, odskoczyłam od jego ciała i podbiegłam do Luka.
- Nie zdążymy mamy 3 minuty. - powiedziałam szybko zbiegając po schodach.
- Ufasz mi..? - zapytał mocno obejmując mnie w pasie.
- Nie..! - krzyknęłam ale on mnie nie słuchał przerzucił mnie sobie na ramię jakbym nic nie ważyła i zjechał po rynnie która dzięki bogu nas utrzymała. Gdy zjechaliśmy on mnie postawił i biegiem wskoczyliśmy na motory które czekały na nas pod schodami.

Założyłam kask i jak najszybciej zaczęłam jechać w stronę lasu, omijając drzewa i co jakiś czas boksując ale liczyło się jedno BY BYĆ JAK NAJDALEJ...

czwartek, 22 maja 2014

Memories ~

 Zaczęłam głośno oddychać, odrzuciłam telefon na łóżko i zeszłam na dół gdzie trwała zażarta konwersacja.
- My z nią..? - zapytała irytującym głosikiem Sally.
- Stary ty się chyba w łeb jebnąłeś - usłyszałam ironie Luka, byłam ciekawa o co chodzi.
- Słuchajcie nie wiem  z jakiego powodu ale ktoś chce nas zabić i w pewnym sensie grozi nam niebezpieczeństwo..musimy trzymać się razem czyli mieszkamy razem - usłyszałam głos Louisa, to był ten ton który oznaczał że tak ma być i nikt nie podważa jego zdania.
Zacisnęłam usta i wyszłam za rogu, wszyscy ucichli czekając aż wybuchnę ale nie mają co liczyć. Bez słowa podeszłam do drzwi i je otworzyłam, miałam już wychodzić kiedy  poczułam ciepłą dłoń na ramieniu. Mocniej zacisnęłam usta i wyszarpałam ramię z uścisku.
Dlaczego tak  się tym przejęłam..? Kiedyś byliśmy zgraną paczką , mieszkaliśmy razem i również się ścigaliśmy. Ale wszystko się zniszczyło, wspólne chwile zastąpiły kłótnie wspólne śmiechy zastąpiły łzy. A wszyscy wmawiali mi że to moja wina. Nie pokochałaś go, Nie pomogłaś jej , byłaś fundament ale coś był ważniejsze. Nienawidzę ich bo gdy ich potrzebowałam odwrócili się i pokazali że zostałam sama.

Nie wiem jak ale doszłam na cmentarz, wszystko było takie same ciche, mroczne i tajemnicze. Moja mama mówiła że każdy grób ma swoją tajemnicę i swoją własną historię której nikt już nie pozna.
Zawsze bałam się tu przychodzić, ale teraz to moje miejsce mój schron. Czuję że to jedyne miejsce w którym mogę w spokoju pobyć z osobami które kocham.
Podeszłam do dwóch jasnych grobów to byli ludzie których kochałam a teraz jak zwykle zostałam sama.
Otarłam wierzchem dłoni swoje słone łzy, gdy tu się pojawiam wszystko uderza we mnie ze zdwojoną siłą bo wiem że ich już nie ma.
- Mamo dlaczego oni znów wpieprzają się w moje życie..? - zapytałam kładąc czoło na lodowatym marmurze. - A co jeśli chcę umrzeć..? Co jeśli chcę skończyć to wszystko i być przy tobie..? Nie mam racji przecież nie chcesz mnie tam wolisz patrzeć jak cierpię tutaj. A moje rany to co woda dla ciebie.? Taka niby ważna, tęsknię za tobą bo sama nie daję rady.
Gdy skończyłam z nadzieją patrzyłam na zdjęcie mojej mamy czekając aż odpowie, wiem że jestem głupia ale jej obecność jest wręcz namacalna.Najwyraźniej jednak nie aż tak bardzo bo nic się nie stało. Odwróciłam się w stronę drugiego grobu i tym razem popatrzyłam w twarz osoby bliskiej memy sercu aż za bardzo.
- Nick pewnie teraz być powiedział jakim to jestem cykorem, że przecież ja nie przegrywam chyba że z tobą.  Twoja ironia i zdenerwowanie podziałały by jak solidny kopniak w dupę. Ale nie ma cię tu i nie ma mi kto pomóc. Dlaczego to ty mnie uratowałeś..? Świat bardziej potrzebuję ciebie niż mnie. To wszystko jest nie warte bo nie ma cię tu.

I kolejny raz zero reakcji, w sumie to na co ja liczę..? Że zmartwychwstanie i mnie przytuli..?
Czułam jak moje całe zdenerwowanie mnie opuszcza a ja robię się spokojna. Rozejrzałam się i poszłam w kierunku domu wsłuchując się w wstające miasto.
Gdy weszłam do środka jedyne co usłyszałam to tykanie zegara, może ci wszyscy pacyfiarze się wynieśli..?
Nie chciałam tego sprawdzać, otworzyłam jedyne drzwi w korytarzu i zeszłam do piwnicy.
Która wcale nie była piwnicą , gdy wszyscy tu mieszkaliśmy każdy miał swój kąt Nick piwnice a ja dach. Pomogłam mu zrobić tu swoje jedyne sanktuarium do którego nawet ja nie mogłam czasami wejść. Była tu siłownia, pokój i pusta sala gdzie podłoga była z materacy a na środku wisiał worek, choć gdy Nick się zdenerwował to uderzał we wszystko.
To własnie pomieszczenie było moim jedynym celem, ściągnęłam buty i bluzę a włosy związałam w kucyka.
Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam uderzać w twardą skórę, z każdym uderzeniem czułam jak skóra zdziera się na moich kostkach ale o to chodziło mogłam przelać całe smutki na ten jebany worek i całkowicie się wyciszyć. Może była niezrównoważona ale przeżyłam chuj w dużo i to wszystko zostało we mnie.
Skończyłam gdy nie mogłam wziąć wdechu, opadłam na materac i zamknęłam oczy.

- Poddajesz się.? - zapytał patrząc mi w oczy. 
- Tak - powiedziałam a mój głos się załamał. 
- Nie płacz mała - szepnął delikatnie ścierając łzy. 
- Mam nie płakać..? To co mam robić..? - zapytałam ironicznie. 
- Na przykład mnie całować..? - zapytał zabawnie poruszając brwiami. 
Popatrzyłam na niego i delikatnie się uśmiechnęłam. 
- Nic nie warte rzeczy są nie warte marnowania czasu. - Teraz nie płakałam, mój głos był spokojny. 
- Czemu ma być to nic nie warte - zapytał siadając obok mnie tak blisko że nasze ramiona się stykały. 
- Bo ja jestem nic nie warta - powiedziałam odsuwając się od niego. 
- Dla mnie jesteś najcenniejsza - szepnął zaciskając swoją dłoń na moim nadgarstku. 
- Czego ty chcesz.? - zapytałam patrząc w jego niebieskie oczy. 
- Chcę żebyś znowu była silna, chcę żeby znowu  jedynym twoim nigdy było to że nigdy się nie poddasz. Chcę żeby na twojej twarzy łez nie było widać -  zamknęłam oczy, te słowa mówił mi Nick. 
- Nie doczekasz się, przykro mi że nie dam rady zrobić tego co chcesz ale możesz dojść do kolejki " to wina Megan" - Chłopak popatrzył na mnie smutno, o proszę kolejna osoba którą zraniłam. 
- Megan czemu mnie od siebie odpychasz.? - zapytał spuszczając wzrok. 
- Ludzie ranią a ja już mam dość ran - powiedziałam a on natychmiast podniósł głowę. 
- Nie zranię cię - nie mogłam odpowiedzieć bo chłopak położył swoją dłoń na moim policzku i zbliżył moją twarz do swojej, gdy miał już mnie pocałować zacisnęłam usta. 
- Współczucie to nie u mnie. - powiedziałam wstając i zostawiając go samego. 

 *

- Przykro mi Sally - powiedziałam dotykając ramienia mojej przyjaciółki. 
- Tylko tyle.? Przykro mi.? A może przepraszam że zostawiłam cię samą.? - była na mnie zła choć to ja powinnam być wściekła. 
- Czy ty siebie słyszysz.? To moja wina czy ja ci kazałam iść na tą jebaną imprezę - zapytałam sarkastycznie a ona rzuciła mi wściekłe spojrzenie. 
- Poszłaś się pieprzyć z tym twoim chujem, zostawiłaś samą i to najebaną - powiedziała wycierając spływający tusz. 
- Sally ty mnie zostawiasz samą przez całe życie, to ja mam być przy tobie ale ty przy mnie już nie..? 
To śmieszne. - zacisnęłam swoją dłoń w pięść.
- Bo ty Megan odtrącasz od siebie ludzi - powiedziała cicho. 
- Bo mnie ciągle ranią tak jak ty. - powiedziałam podnosząc głos. 
- Ja cierpię przez ciebie - powiedziała.
- Ty przeze mnie..? Kto brał mnie na imprezy gdzie dobierali się do mnie starzy goście..? Kto kazał mi brać nie wiadomo co przed każda imprezę..\? Przez kogo trafiłam na odwyk.? Sally to niszczysz moje życie - powiedziałam nachylając się w stronę dziewczyny. 
- To może je skończ - warknęła. Nie odpowiedziałam tylko wyszłam trzaskając drzwiami. 

*

- Dlaczego nie mogę się ścigać - zapytałam zła Tomilsona. 
- Megan dziewczyny się nie ścigają - powiedział odpychając mnie od swojego samochodu. 
- Ale ja chcę - powiedziałam niczym dziecko. 
- Nie odstajemy tego czego chcemy - powiedział odwracając się do mnie plecami. 
- Ty dostajesz - powiedziałam wrednie, chłopak zły odwrócił się w moją stronę. 
- To że nie da się ciebie zabić nie oznacza że nic ci nie grozi a jazda na motorze jest niebezpieczna. - powiedział łapiąc moje nadgarstki. 
- Niebezpieczny to jesteś ty - powiedziałam wyrywając się. 
Nie chciałam go dłużej słuchać i po prostu usiadłam na jego motor wyjeżdżając na ulicę, chłopak chciał mnie powstrzymać i jak najszybciej zamkną bramę, byłam pewna że zdążę przez nią przejechać więc przyspieszyłam. Nie udało się uderzyłam z impetem w tą durną bramę a motor odrzucił mnie w tył łamiąc  nogę a sam wleciał na miłość Tomilsona. 
- Kurwaaa..!! - krzyknął i zaraz poczułam jak szarpie mnie do góry, popatrzyłam na niego i głupkowato się uśmiechnęłam, nie spodziewałam się że ten kretyn mnie uderzy, i to w twarz z pięści. Nie skończył na tym upadłam na ziemię a on zaczął mnie kopać, gdy z moich ust popłynęła krew schylił się i wyszeptał.
- To twoja wina skarbie..!! 

To twoja wina..!! To twoja wina.!! Przez ciebie zginęli ludzie i przez ciebie ludzie cierpią..!!!

Poczułam jak ktoś mną potrząsa, ale nie byłam pewna czy to rzeczywistość czy nie..Otworzyłam oczy i zobaczyła Luka z uniesioną ręką. 
- Nie waż się mnie uderzyć - powiedziałam odsuwając się od niego
- Próbuję cię obudzić od dobrych 20 minut, krzyczałaś i raniłaś siebie, spójrz - powiedział podnosząc moją rękę na której były ślady moich paznokci i krew.
- Ta dzięki - powiedziałam a on się zaśmiał. 
- Ty naprawdę próbujesz wrócić do Nicka - powiedział arogancko, ale szybka zmiana humoru. 
- Bo tam na górze jest jedyne miejsce gdzie mogę być szczęśliwa, gdzie ludzie nie ranią.! A teraz wyjdź - powiedziałam spuszczając głowę. 
W odpowiedzi usłyszałam tylko trzask drzwi.
- Znów samotna - wyszeptałam. 

wtorek, 20 maja 2014

Destroy Kill And Will Save

 Mój umysł się obudził ale ciało nie koniecznie. Znów byłam w ciemności a z każdej strony dochodziły dźwięki pikania. Jestem w szpitalu, skąd to wiem..? W ostatnich tygodniach byłam tu 5 razy po moich wypadkach, można powiedzieć że to mój 3 dom nie chciany ale i tak odwiedzany.
- Megan wróć..!! Tyle razy zaliczyłaś glebę i tyle razy otworzyłaś oczy, otwórz je teraz..- usłyszałam głos Natahana.
Próbowałam podnieść powieki i udało mi się ale zaraz je zamknęłam ponieważ jasne światło bije po oczach.
- Zgaś to cholerne światło - wysyczałam zasłaniając oczy dłonią. Usłyszałam kroki i pstryknięcie. Otworzyłam oczy teraz w sali panował pół mrok a obok mnie na żelaznym krześle siedział Natahan.
- Wiedziałem że się wyliżesz 0- powiedział klepiąc mnie po ramieniu.
- Wydaje mi się że tam na górze i na dole mnie nie lubią bo nie pozwalają mi się odwiedzić - powiedziałam i oboje się roześmialiśmy ale Natahan był aż za bardzo poważny.
- Co z dziewczynami.? - zapytałam a jego mina mówiła sama za siebie.
- Kortni się wyliże ale Amy..ona..- nie mógł nic powiedzieć - Jest w śpiączce nie da się jej obudzić, co kilka godzin jej serce staje.
Na te słowa czułam że i moje stanęło, moja siostra..
- Zabiłam własną siostrę - powiedziałam chowając twarz w dłoniach.
- Z doktorskiego punktu widzenia ona żyje - powiedział chłopak chcąc mnie pocieszyć.
- Zabiję tego gnoja co wysadził ten cholerny magazyn i zabił tego cholernego Marka - powiedziałam zaciskając dłonie na białej pościeli. Aparatura zaczęła szybciej bić a z każdym piknięciem narastała moja złość. Na siebie, na auto, na ogień i na wszystkich.
- Megan posłuchaj mnie, myślę że Amy jest bezpieczniejsza w takim stanie jakim jest - popatrzyłam na niego z niedowierzaniem co on pierdoli..? - Nie tylko na waszym torze był wypadek na moim też. Obok twojego domu były dwa wybuchy a wszystkie lepsze tory są zniszczone. A ilość ofiar śmiertelnych  za niedługo pobije katastrofę w Las Vegas.
Pamiętam to były to światowe nielegalne wyścigi, było nas chyba z 50 tysięcy na jednym ogromnym torze, jak się okazało wypchanym minami. Przeżyli tylko ci co się nie ścigali tak jak ja miałam złamaną rękę i on bo go zmusiłam.
- Chyba ktoś bardzo nie lubi wyścigów - powiedziałam pod nosem ale Nat to usłyszał.
- Chyba tak..- powiedział.
- Jest mi coś poważnego..? - zapytałam powoli siadając nie czułam bólu.
- O dziwo lub nie. Parę szyć i siniaków - powiedział a ja się uśmiechnęłam. Zawsze wychodzę cało a coraz częściej bez większego szwanku.
- Mogę wyjść..? - zapytałam a on pokiwał głową.
- Doktor Limo już to załatwił tylko jeden podpis - powiedział podając mi teczkę.
- A  Kortni..? - zapytałam podpisując świstek papieru.
- Chyba przejęła coś po tobie bo ma tylko skręcony nadgarstek - powiedział chłopak odpinając mi wszystkie dziadostwa do których byłam podłączona.

Wyszliśmy z sali i poszliśmy do Amy, leżała taka drobniutka na dużym szpitalnym łóżku a jej serce biło raz szybko raz powoli. Podeszłam do niej i pocałowałam w czoło.
- Wybacz kochanie - powiedziałam i uśmiechnęłam się do cioci Alle która już czuwała przy jej łóżku, ona wiedział o wszystkim i zawsze była przy małej bo to ona była jej opiekunką.
Wyszłam z sali i poszłam z Natahanem do mojej drugiej siostry, która jak tylko mnie zobaczyła rzuciła mi się w ramiona.
- Przepraszam - powiedziałam gładząc ją po włosach.
- Megan to nie twoja wina to ten idiota który panoszył się po torze z benzyną - powiedziała patrząc mi w  oczy.
- Kortni widziałaś go..? - zaprzeczyła, widziała tylko go od tyłu i miał kaptur.

Do mieszkania Natahana i również naszego jechaliśmy w ciszy, ale coś mi się przypomniało.
- To nie ty mnie przywiozłeś do szpitala prawda..? - zapytałam ściszając radio.
- No wiesz ja sam ratowałem sobie dupę - powiedział drapiąc się w szyję.
- Więc komu mam dziękować..? - zapytałam biorąc z schowka czekoladowego batona.
- Tomilsonowi - na jego słowa się zakrztusiłam, mam dziękować mojemu wrogowi.
- Chyba obejdzie się bez przeprosin.- powiedziałam.

Na szczęście już byliśmy pod domem, zaprowadziłam Kortni do pokoju i sama wskoczyłam pod prysznic to wszystko było pojebane.
Miałam dość, a już muszę zaczynać nowy dzień.
Wyszłam z łazienki i narzuciłam na siebie czarne spodnie i szarą bluzę.
W kuchni czekały na mnie kanapki i Tomilson.
- Co ty tu do pana robisz..? - zapytałam chłodno siadając na przeciwko niego.
- Jeśli jeszcze nie ogarnęłaś dalej przyjaźnię się z Natem - powiedział uśmiechając się denerwująco.
- Nat pojechał - powiedziałam zajadając kanapkę.
- Mam czas - powiedział wyciągając telefon.
Przewróciłam oczami i dokończyłam kanapkę, gdy miałam już wchodzić na górę usłyszałam dzwonek do drzwi, po patrzyłam na zegarek była 6;00. Czy ci ludzie nie mają spania..?
Otworzyłam drzwi ale gdy zobaczyłam kto tam stoi zatrzasnęłam je z trzaskiem, jak najszybciej poszłam do kuchni i usiadłam na krześle mając nadzieję że uzna to za miłą aluzję nie wchodź bo ci kurwa łeb rozjebie.
Niestety  Sally nie ogarnia żadnych aluzji.
- Co tu robisz..? - zapytałam chłodno gdy dziewczyna przylepiła się do boku Tomilsona.
- Natahan kazał wpaść bo jest to coś ważnego - powiedziała wywracając oczami.

Byłam pewna że to nie jedyny powód, chciała mi pokazać  że Tommo jest jej, wielkie mi hallo.
Siedzieliśmy w kuchni w całkowitym milczeniu które przerywało tykanie zegara albo pocałunki Sally i Tomilsona. Od czasu do czasu udawałam że mam odruchy wymiotne ale oni nie zwrócili na mnie uwagi.
- Meg powiedz mi jakim cudem z każdego tragicznego wypadku wychodzisz cało choć na początku jesteś bliska końca..? - zapytał Louis odklejając się od Sally.
- Co znowu miała wypadek..? - zapytała Sally śmiejąc się - Dziewczyno bo zacznę uważać że ty jeździć nie umiesz.
- Przepraszam że nie jestem tobą i gdy coś się dzieje spieprzam do Meksyku - powiedziałam arogancko.
- Ja przynajmniej nie chcę się zabić żeby być blisko jakiegoś dziwkarza. Co..? Trafiłam w sedno. Chcesz sobie  z nim pogadać i popieprzyć bo nikt inny cię nie chce..? Tylko Nick trafił do piekła a ty trafisz mała kurwo do Tartaru. - powiedziała jadowicie a ja zacisnęłam dłonie w pięści a usta zwinęłam w wąską kreskę.
- Dziwką możesz być ty Ally. A jeszcze raz wymówisz imię Nicka to nie będziesz miała czym mówić. I zapamiętaj że twój Tommo też mnie pieprzył na boku gdy ty sobie jeździłaś na ostatnim miejscu.  - każde słowo mówiłam powoli i jadowicie. Na twarzy dziewczyny było widać rozbawienie, strach i na końcu złość.
- Byłaś dziwką nic dziwnego że chłopak się zabił, nie mógł wytrzymać - dziewczyna nie mogła skończyć ponieważ rzuciłam się na nią i pięściami zaczęłam okładać jej wymalowaną twarz. Po kilku ciosach dziewczyny poczułam jak z nosa cieknie mi krew ale i ja miałam pięści w jej krwi.
Wpadłam w amok, każde jej słowo na temat Nicka zostało wbite w jej twarz, każde słowo na temat mnie tak samo. Dziewczyna zaczęła krzyczeć gdy usłyszała jak drzwi frontowe się otwierają.
Krzycz dziwko krzycz bo twój chłoptaś ci nie pomoże zna moją zasadę.

Gdy ciało A działa na ciało B ciało C się nie wpierdala. 

Poczułam jak ktoś łapie mnie za ramiona i odciąga od tej kretynki, zaczęłam się szarpać i wierzgać gdy poczułam uderzenie w policzek.
Popatrzyłam z wyrzutem na Nicki a ona tylko się ciepło uśmiechnęła, gdy zostałam postawiona na ziemi natychmiast się odwróciłam i zobaczyłam swojego kolejnego wroga pana szanownego Luka Nicolsona.
- Natahan chcesz mnie dobić..? Bo zapraszasz do mieszkania ludzi których nienawidzę - powiedziałam oddalając się od Luka, był moim wrogiem który aż za dobrze się ściga.
- Gwiazduniu sprawa jest poważna - powiedział Tomilson a ja przewróciłam oczami.
- Te wypadki nie były przypadkowe - zaczął mówić Natahan, na jego słowa wszyscy się uciszyli i słuchali w spokoju. - Były 4 wypadki na torach. Pierwszy to wybuch Megan, drugi strzelanina u Luka i Tomilsona, trzeci zapadnięcie się na mój tor paru budynków a ostatni był na torze Nicki która jednak się nie ścigała.
Więc jak mówię to nie mógł być przypadek ponieważ wybuchy były tylko jak na razie na naszych torach.
- Ale jakby ktoś chciał nas zabić to by to zrobił, patrząc na wydarzenia. - powiedziała Nicki nawijając kosmyk włosów na palec, to jej jedyna słabość robi tak gdy jest przerażona. Zaczęłam powoli analizować całą sytuację :ktoś nie chciał nas zabić tylko dać ostrzeżenie, że mamy być czujni bo możemy w każdej sekundzie zginąć.
- ktoś nie chciał nas zabić tylko dać ostrzeżenie, że mamy być czujni bo możemy w każdej sekundzie zginąć. - powiedzieliśmy równo z Lukiem, popatrzyłam na niego zła a on tylko poruszył brwiami.
- Tak a przez ostrzeżenie ma na myśli wysłanie osób na których nam zależy do szpitala - powiedział Natahan, zaczerpnęłam głośno powietrza czyli Amy miała zapaść w śpiączkę..?
- Mój 5 letni brat ma złamaną nogę i rękę ale jest bezpieczny - powiedziała Nicki smutno.
- Moja mama miała wypadek samochodowy leży w szpitalu ma wstrząs mózgu - dodał Tomilson.
- Ja nie mam nikogo ważnego - powiedział Luke wzruszając ramionami.
Wszyscy popatrzyli na mnie wyczekująco, a ja pokręciłam przecząco głową. Po co mają wiedzieć że bezuczuciowa Megan ma osoby na których jej zależy..? Wolę żeby dalej trzymali się pozorów.
- Więc zapewne następnym razem uderzą w Megan i Natahana - powiedział ponuro Tomilson.

A ja poczułam się jak w kryminalne, czy naprawdę grozi nam jakieś niebezpieczeństwo..?

Kochanie Niebezpieczeństwo to mało powiedziane. 
Pamiętaj o Kortni. 

Mama miała rację zawsze zapominam o mojej siostrze, nie zwracając uwagi na innych pobiegłam na górę i kazałam się jej spakować a sama zadzwoniłam po wujka Enkiego. Po 20 minutach Kortni już nie było, była bezpieczna tak przynajmniej myślę. 
Nagle za wibrował mi telefon  gdy go odblokowałam zmroziło mi krew w żyłach. 

Od : Nieznany 

Nie dasz rady wszystkich uratować księżniczko. 
{*} 





niedziela, 18 maja 2014

You'll live in this world yet ~


Ściganie..Zaczęłam się ścigać z dwóch powodów : Moja mama się ścigała i to mi ją przypominało. Musiałam jakoś spłacić długi ojca i utrzymać mnie i swoje siostry.
Spodobało mi się to, moja najlepsza przyjaciółka jest mechanikiem a najlepszy przyjaciel sam startuje tylko że w samochodowych. Nauczyli mnie wszystkiego i pomogli mi osiągnąć swój cel. Być bezwzględną, bezuczuciową mistrzynią nielegalnych wyścigów.

Byłam tylko ja, był tylko mój motor i ludzie którzy mieli ten sam cel...Wygrać..!!

Czekałam aż czerwona chusta dotknie ziemi. Wiem że to głupie ale czuje że to moje miejsce.
Ryk silników oznacza jedno..!! Wcisnęłam gazu wysunęłam się na prowadzenie. Wiatr rozwiewał włosy które wydostały się spod kasku. Przede mną ostry zakręt i prosta a przede mną tylko 3 motory które za sekundę wyminę.
Ale coś było nie tak, usłyszałam krzyk i motor przede mną uderzył w ścianę magazynu. Przyspieszyłam miałam nadzieję że nie będzie wybuchu ale oczywiście myliłam się. Usłyszałam wybuch I.trzęsienie.
Kurwa Kurwa Kurwa
To były moje jedyne myśli gdy poczułam gorąco i krzyki, odwróciłam się i zobaczyłam ogień ogień i jeszcze raz ogień.
Rozprzestrzeniał się z zawrotną prędkością co było nie możliwe.
To było dziwne Mark nie mógłby stracić panowania nad maszyną jest za dobry a magazyn nie mógłby wybuchnąć od tak.
To musiał być sabotaż..! Kto jest aż tak chory..?
Po patrzyłam jeszcze raz za siebie, ogień zaraz dotrze do garażów gdzie jest pełno paliwa. Przypomniałam sobie o czymś ważnym moje siostry..!!! One tam na mnie czekają same bo im kurwa kazałam. Zawróciłam, nie obchodziło mnie to że wjeżdżam w sam środek ognia. Jedynym moim celem było uratowanie sióstr. O miałam płomienie żeby przypadkiem nie dotknęły mojej maszyny. To była gra na czas  bo ogień miał prowadzenie. Ale Megan Star nie przegrywa.
Dojechałam na miejsce ale nie miałam szans na wejście bo wszystko było zawalone.
- Amy...!!! Kortni..!!! - krzyczałam ile miałam sił.
- Megan ratuj..!! - usłyszałam słaby krzyk. One tam były i one tam zginął.
Ratuj je Megan. Ratuj bo zostaniesz sama.
Usłyszałam głos mojej mamy który jest moim głosem rozsądku i moją siłą. Odrzuciłam swój motor na bok i wskoczyłam do terenówki stojącej obok. Odpaliłam silnik i zamknęłam oczy, czułam jak siły mnie opuszczają. Wcisnęłam gaz i wjechałam w ścianę garażu.
Gdy wjechałam do środka wszędzie był dym i ogień. Wyskoczyłam  z samochodu i zaczęłam szukać sióstr.
- Amy..!!! Kortni..!!! Odezwijcie się proszę !! - krzyczałam a z każdym słowem w moich płucach było coraz więcej dymu.
- Tutaj - usłyszałam slaby głos, zmrużyłam oczy i zobaczyłam dziewczyny zwinięte w kącie.
Jak najszybciej do nich podbiegłam Amy musiała zemdleć a Kortni ledwo co trzymała się na nogach. Najmłodszą zarzuciłam sobie na ramie a Kortni pociągnęłam w stronę naszej ostatniej drogi ucieczki terenówki.
Obejrzałam garaż mam 5 minut zanim to wszystko wybuchnie.
Odpaliłam i jak najszybciej  z stamtąd wyjechałam.
Zaczęłam kaszleć dym daje się we znaki. Podałam ledwo żywej Kortni telefon.
- Zadzwoń do Natahana niech natychmiast przyjedzie na most Lizen - powiedziałam i skupiłam się na drodze. Rzucało nami na różne strony a ja coraz gorzej widziałam.
Gdy byłam blisko mostu, gdy dziewczyny były bezpieczne straciłam panowanie, wszystko się rozmazało i nie mogłam oddychać.
Samochód zjechał na pobocze i zaczął dachować. Zatrzymaliśmy się na drzewie a ja poczułam jak coś się we mnie wgniata.
- Megan - usłyszałam slaby głos Kortni.
Później widziałam tylko ciemność, przerażającą ciemność.
Boże proszę cię uratuj je. Uratuj je bo one ci nie zawiniły. Jeśli moja mama gdzieś tam jest powiedz jej że za niedługo się zobaczymy.

Nie masz na co liczyć. Jeszcze sobie pożyjesz kochanie. 

To nie był głos mojej mamy, to był głos Eliota , ten denerwujący ale i najbliższy szczęściu głos. Po tych słowach zaczerpnęłam głośno powietrza ale nadal panowała wszędzie ciemność a moje ciało bolało jak cholera.